niedziela, 27 listopada 2011

Archaniele

Sępy krążą nad Mą głową i gdakają
Jednością są realia, to jest niby wszystko
Lew zębiska swe wyszczerzy, ryk donośny
Przetrzymują mnie w pułapce, gdzie tu pierzchnąć?
Własna klatka, budowana przez lata, deski jej już zbite
Nie, to trumna, deski zbite..
Gwoździe nabite..
Klatka jest z żelaza, hart ducha i żelazo ciała
Lew nie przegryzie, sęp nie przejdzie
Twarda stal, mury mego zamku
Baszty niby mocne i strzeliste
Potężna brama, nic nie przejdzie
Sępy przelatują, niedźwiedzie przechodzą
Na przedzie lew niby król
Klatka już słabsza, lecz nie moja
Dzielimy ją z innymi, nawet z tymi
Sępy już gryzą, niedźwiedź swą łapą przygniata
Lew zagryza ludność Mą, ludzie padają
Horror dnia białego, krew na każdym zakręcie
Ciał pełno, zwracają się dni przebyte..
Lecz czym że jest ta przegrana, skoro jeszcze stoję
Na górze przede mną, stoisz Ty, Aniele
Z Tobą sił mi nie brak, teraz mogę brnąć dalej
Teraz Miecz Chwały przebije skórę niedźwiedźia
Strąci z nieba sępy, lew się ugnie
Archaniele..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz